Recenzja filmu

Wyścig (2001)
Renny Harlin
Sylvester Stallone
Burt Reynolds

Rocky za kierownicą

Najnowszy film Renny Harlina nie jest pozycją ambitną, ani wybitną. To kino rozrywkowe w najczystszej postaci i miłośnikom łatwej rozrywki oraz wyścigów Formuły 1 powinno się spodobać.
Wyścig Formuły 1 to z całą pewnością jeden z najpopularniejszych i najbardziej emocjonujących sportów na świecie. Polacy niestety nie mogą pochwalić się żadnym mistrzem w tej dziedzinie, ale w wielu krajach kierowcy superszybkich bolidów są bohaterami narodowymi. Tak było np. w przypadku tragicznie zmarłego Ayrtona Senny, który w swojej ojczyźnie Brazylii był jednym z najpopularniejszych ludzi, a po jego śmierci w kraju zapadła żałoba narodowa. Formuła 1 to również sport niezwykle widowiskowy i wydawałoby się doskonale nadający na temat obfitującego w efekty specjalne wysokobudżetowego obrazu. Niestety, traktujący o nim projekt, wchodzący na nasze ekrany "WyścigRenny Harlina, jest kolejnym dowodem panującego obecnie w Hollwyood przekonania, że filmy z powodzeniem mogą powstać nawet bez scenariusza.
Bohaterem "Wyścigu" jest młody kierowca Jimmy Bly, po raz pierwszy startujący w światowych mistrzostwach. Kiedy kilka razy z rzędu udaje mu się pokonać dotychczasowego czempiona Beau Brandenburga chłopak staje się bohaterem mediów i powoli zaczyna ulegać presji jaką wywierają na nim: menadżer, opinia publiczna i właściciel drużyny - Carl Henry. W połowie sezonu Bly załamuje się i traci formę. Aby ratować swojego zawodnika Henry wprowadza do drużyny byłego mistrza wyścigów Joe Tanto, jednego z najlepszych kierowców, który kilka lat wcześniej spowodował na torze tragiczny wypadek i wycofał się ze sportu. Właściciel drużyny chce aby Tanto pomógł Jimmy'emu Bly, aby nauczył go nie tylko jak panować nad pędzącym z szybkością 400 km/h bolidem, ale przede wszystkim jak panować nad emocjami, osiągnąć stan maksymalnego skupienia na torze. Z materiałów prasowych dowiedziałem się, iż Sylvester Stallone pracował nad scenariuszem do "Wyścigu" ponad 5 lat, uczestnicząc regularnie w mistrzostwach Formuły 1 i przeprowadzając masę rozmów z ich uczestnikami oraz organizatorami. Po obejrzeniu filmu jakoś trudno mi w to uwierzyć. Fabuła "Wyścigu" jest bowiem banalna i oklepana, aż do bólu i w wielu miejscach przypomina inny głośny film "stalowego" Sylvestra "Rocky".
Najbardziej do obrazu zniechęciła mnie jednak nie płytkość fabuły, do tego zjawiska zdążyłem się już przyzwyczaić, ale poziom rozmów prowadzonych przez bohaterów. Słuchając ich miałem wrażenie jakby Stallone zebrał wszystkie zasłyszane w innych filmach zdaniach i umieścił je we własnym projekcie. Joe Tanto z przejęciem opowiada o tym, że każdy kierowca musi znaleźć w swoim wnętrzu coś, co sprawia, że będzie najlepszy na świecie. Młodemu Jimmy'emu Bly tłumaczy, że zwycięstwo to nie sprawa techniki, ale podejścia i najważniejsze jest to, żeby brał udział w zawodach dla własnej przyjemności, a nie dla wygranej i sławy. I tak dalej, i tak dalej... Niestety, scenariusz w "Wyścigu" jest jedynie pretekstem do pokazania wielu naprawdę doskonałych scen z wyścigów, których wykonanie zapiera dech w piersiach. Dowodem na to jest konstrukcja filmu przypominająca teledysk. Szybki montaż, ujęcia z wielu kamer, pojawiające się na ekranie olbrzymie napisy informujące nas o tym, gdzie odbywają się aktualnie prezentowane zawody, a wszystko to ilustrowane jest dynamiczną muzyką - od ostrego rocka, przez hip hop, aż po techno. Większą część czasu filmu stanowią właśnie wyścigi, pomiędzy kolejnymi mistrzostwami w dość krótkich scenach prezentowane nam są losy konkretnych bohaterów, choć tak na dobrą sprawę niewiele nas one obchodzą. Największym atutem "Wyścigu" są bowiem rewelacyjne efekty specjalne i doskonałe zdjęcia autorstwa Mauro Fiore, artysty, który współpracował m.in. z Januszem Kamińskim przy "Straconych duszach". Twórcy obrazu chcieli na ekranie nie tylko wiernie przedstawić wyścigi Formuły 1, ale również pokazać widzom, co widzi kierowca siedzący za kierownicą bolida. Aby tego dokonać niektóre sceny filmowano kilkunastoma kamerami jednocześnie, a przy realizacji wielu zastosowano najnowsze efekty komputerowe. Efekt jaki dzięki temu osiągnięto jest niesamowity. Mimo, że sam nie należę do wielbicieli sportów samochodowych to przedstawione w "Wyścigu" zawody oglądałem z zapartym tchem.
Najnowszy film Renny Harlina nie jest pozycją ambitną, ani wybitną. To kino rozrywkowe w najczystszej postaci i miłośnikom łatwej rozrywki oraz wyścigów Formuły 1 powinno się spodobać. Ja prawie dwie godziny (film trwa 116 minut) w kinie spędziłem całkiem przyjemnie, choć przyznaje, że co i rusz wybuchałem śmiechem słysząc jak z poważnymi minami aktorzy wygłaszają beznadziejne kwestie. Moją uwagę, choć nie swoją kreacją aktorską, zwrócił również Til Schweiger, którego po raz pierwszy zobaczyłem w produkcji "made in USA" i który w bardzo dziwny sposób mówi po angielsku. Nie wiem, jak to opisać, ale dźwięk jego głosu zupełnie nie pasował mi do postaci.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones